Do Gródka wróciły bobry. Zamieszkały w przepływającej przez środek miasteczka Supraśli, prawie że w samym jego centrum. Dowiedziałem się o tym niedawno od znajomego z domu kultury, którego spotkałem w czytelni prasy miejscowej biblioteki. Spojrzał przez okno w stronę rzeki i wskazał drzewo, które zostało już mocno przez bobry podcięte; pewnie chlapnęło właśnie do wody, gdy piszę te słowa.
Pomyślałem sobie, że odważny ten bóbr, który w tak ruchliwym i hałaśliwym miejscu postanowił zamieszkać. I to pod samym nosem najgroźniejszego w przyrodzie z gatunków – człowieka. Kilkadziesiąt metrów od bobrzej sadyby przebiega najruchliwsza gródecka ulica – Chodkiewiczów – a i okolice domu kultury do spokojnych nie należą. Inna rzecz, że – pomijając człowieka – miejsce dla bobra jest tu wyjątkowo sprzyjające. Rzeka przepływa przez łąkę, zabagniając swój brzeg, który porośnięty jest wysokimi trawami i trzcinami. Teren tworzy tu nieckę, a wiosną, gdy woda jest wyższa, rzeka i bez bobrów zalewa mniejsze lub większe połacie łąki. Bywa że wygląda to jak sporych rozmiarów jezioro. Bobry mają tu też budulec do swoich żeremi – nad samą rzeką rosną duże drzewa. Nie za wiele ich, ale bobrom powinno wystarczyć.
Bobry najwyraźniej poczuły się pewniej w obliczu zbliżającego się wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i postanowiły po szczycie w Kopenhadze dać wyraz swemu jednoznacznemu poparciu dla polskich aspiracji. Bóbr – zwiastun i strażnik czystego środowiska naturalnego może się okazać nieocenionym ambasadorem Gródka, ba, całego Podlasia, w Brukseli. Dlatego, zanim zapadnie decyzja o odstrzale albo o bobrzej eksmisji, pomyślmy czy warto. No, chyba że zacznie nas podtapiać.
Czasy się zmieniają. Po wojnie i w czasach PRL zwiastunem rozwoju podlaskich wsi, ich cywilizowania i postępu, była melioracja wszelkich możliwych bagien i regulacja rzek. Dziś jest na odwrót. Tamta melioracja okazała się w znacznym stopniu pomyłką i zwyczajną degradacją środowiska, zaś powrót bagien i rozlewisk jest wyrazem troski człowieka o środowisko naturalne (także własne) i przejawem nowoczesnego myślenia. Dowodem na to są dotacje przyznawane przez rozmaite zachodnie agendy organizacjom, które chcą przywrócić naturze jej dawny wygląd. Nasz bóbr może więc liczyć na silne poparcie z Zachodu.
Bóbr wracając do Gródka dał nam wyraźny sygnał, w czym należy upatrywać realnych szans na rozwój regionu. Wygląda na to, że się nie za bardzo myli. Trudno oczekiwać dziś, że jakiś poważny biznes zainteresuje się na pół dzikimi, na dodatek pięknymi terenami i zechce na skraju puszczy albo nad rzeką (z bobrami) wznosić fabryczne hale.
I oto jest sytuacja bez wyjścia. Skoro bowiem Unia Europejska jest wspólnotą mądrych, konstruktywnych i bogacących się, skoro będzie dla Polski pozytywnym skokiem (może i szokiem) cywilizacyjnym, to i nasz biedny region nie będzie pozostawiony samemu sobie. Skazani na sukces musimy tym bardziej realnie oceniać sytuację. Skoro Opel albo Peugeot swoich fabryk tu nie zbudują, inne giganty przemysłu też raczej się nie zapowiadają, pozostaje nam coś innego, co już mamy i o czym dobrze wie bóbr. Ale zaraz – ktoś powie. A wielkie lotnisko w Topolanach, które być może powstanie? A przepraszam, tu bobry nie mają nic do gadania, to jest problem... bocianów.