- Kamunikat.org
- Бібліятэка
- Кнігазборы
- Калекцыі
- Іншае
Od Redaktora. Jakoś na początku grudnia zupełnie przypadkiem dowiedziałem się, że w naszej najstarszej organizacji, Białoruskim Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym, trwa właśnie okres sprawozdawczo-wyborczy. Pewna pani z jednego z zespołów z Gminnego Centrum Kultury w Gródku zapytała mnie, czy będę na „walnym zebraniu białostockiego oddziału BTSK”. Początkowo nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo w jakim charakterze miałbym w nim uczestniczyć? Przecież nie w roli delegata, chyba że jako dziennikarz. – To pana, panie dyrektorze, nie zaprosili?! – zdumiała się chórzystka. Bo ją i członków innych zespołów zaproszono (telefonicznie), a mnie, kierującego ośrodkiem kultury z tradycjami białoruskimi, już nie. Ta rozmowa, jak też przekazane mi świeżo po zjeździe wrażenia pań z Gródka, doskonale oddają obecny styl działania i wizerunek BTSK. Bo jak się okazuje, to środowisko wciąż żyje przeszłością. Za czasów PRL zjazdy tej organizacji były na Białostocczyźnie wielkim białoruskim świętem. Wówczas, według skrupulatnie prowadzonych rejestrów legitymacji, należało do niej kilka tysięcy członków, skupionych w ponad stu kołach. Istniało blisko dziesięć oddziałów terenowych, nawet w głębi kraju – w Warszawie, Gdańsku, Szczecinie... Po 1989 r. z dnia na dzień wszystko to się rozsypało. Mimo to szefostwo BTSK z megalomanią trwa przy swoim, uporczywie trzymając się sztucznych wyobrażeń o sile organizacji.