- Kamunikat.org
- Бібліятэка
- Кнігазборы
- Калекцыі
- Іншае
W słowniku pojęć dotyczących mniejszości bardzo popularne w ostatnim czasie stało się słowo wielokulturowość. Często pojawia się ono i na łamach naszego miesięcznika, a już szczególnie chętnie sięgają po nie nasi rozmówcy, jak w opublikowanym w tym numerze wywiadzie z wiceprezydentami Białegostoku. Wielokulturowość rzeczywiście ostatnio jest bardzo modna i... wygodna, chociażby przy pozyskiwaniu dotacji. Słowo to jednak rozmydla rzeczywisty obraz, do jednego worka wrzucając kultury wszystkich mniejszości – i tych z przeszłości, jak Żydów, Niemców, Rosjan, i wciąż obecnych, czyli nas Białorusinów, traktowanych przy tym na równi z Tatarami czy Romami. Bo tego unikatowego zjawiska nikt jakoś po imieniu nie nazywa. Dotykając tematu mniejszości naszego z regionu przeważnie używa się właśnie zamiennika wielokulturowość, co w domyśle dopiero ma oznaczać prawosławie lub białoruskość. Taki unik wynika najzwyczajniej z kompleksów, jakby wstydzono się prawdy o narodowych i religijnych korzeniach znaczącej, a bywa że i dominującej społeczności na danym terenie. Ten wstyd nie przeszkadza jednak sięganiu po tzw. mniejszościowe pieniądze. Przykładem takiego oszukańczego wyrafinowania może być gmina Michałowo. Poprzedni wójt bez skrupułów w latach 90. sięgnął po środki z ministerstwa edukacji na budowę kompleksu szkolnego właśnie z puli dla szkolnictwa mniejszości narodowych (w tym wypadku białoruskiej, podobnie jak w Dubinach pod Hajnówką).